Wojo Gość
| Temat: "Z pamietnika najemnika" Czw Sty 05, 2012 2:18 pm | |
| Witam, ten temat, "Z pamiętnika najemnika" to temat w którym będę pisał takie dość krótkie opowiadania. Na początek nowe opowiadanie: "Podążając szlakiem kupieckim". Zapraszam jak zwykle do komentarzy i oceniania. WojorowskiPL. - Spoiler:
Dębowe obite stalą drzwi karczmy otwarły się, wpuszczając do środka powiew gorącego wiatru, a wraz z nim wysokiej postury mężczyznę. Miał na sobie ciężką szatę z brązowej skóry. Kilku ludzi spojrzało na niego, wręcz że z odrazą. Mężczyzna udając że tego nie widzi, podszedł do małego stolika w cieniu. Nagle podszedł do niego jakiś mężczyzna. Był niski i krzepki a włosy miał czarne jak noc. Usiadł i powiedział cicho: - Witaj, mówią że jesteś najemnikiem... Mam dla ciebie zlecenie. Z magazynu na wschodzie zniknęły cenne zapasy piaskowca. Zdołaliśmy je odnaleźć. Tu się zaczyna twoje zadanie. Musisz pilnować karawany żeby bezpiecznie przekroczyła granicę i dotarła bezpiecznie do Angvaru. - A dlaczego sami ich nie przetransportujecie? - Spytał z nutą ciekawości w głosie. - Możliwe że ci bandyci będą chcieli okraść karawanę, a twoim zadaniem jest jej pilnować. Dostaniesz za to, powiedzmy... pięćset monet. - Pięćset? Nie. Dwa tysiące! - Dwa tysiące? Ty pijawko, to cholernie dużo. Dam ci siedemset. - Tysiąc pięćset. - Tysiąc najwyżej. - Zakończył ostro rozmowę. - Dobrze. Ruszę o świcie. I jak powiedział, tak zrobił. Przygotował się, wziął swoje nożyki i stalowy miecz, jak się okazało wyjątkowy, bo niedużo ostrzy potrafi zabić pająka jednym pchnięciem. Nie zapomniał oczywiście o kamieniu z ruin. Nałożył pod skóry znoszony napierśnik i wyszedł. Na dworze wiatr jak zwykle muskał mu jego twarz. Stanął przed magazynem. Pogadał trochę z kupcami, po czym ruszyli. Droga była w miarę spokojna. Pierwszego wieczoru, rozpalili ognisko i zaczęli spożywać mięso z kurczaka. Takiego mięsa Wojorowski nie jadł jeszcze nigdy. W końcu większość kupców upiła się rozmawiając o tym czy należy ryzykować przejścia przez granicę na pustyni Qea, czy dać opłatę celnikom za przejazd drogą graniczną. Gdy kupcy usnęli Wojorowskiemu również zachciało się spać, lecz nie mógł. Musiał pilnować towaru. Nagle usłyszał jakieś osunięcie się piachu. Wyjął miecz i usiadł przy ognisku rozglądając się nerwowo. Nagle zza karawany wyskoczyli bandyci. Najemnik spodziewał się że zaatakują. Wstał i podszedł do nich. Powoli, prowokując ich do ataku, czekał tylko na to. Lecz żaden z bandytów się nie poruszył. Machnął mieczem, kilka razy. Bandyci zaczęli go atakować. Wojorowski zanim zdążył się zorientować był otoczony już przez bandytów. Wywinął młyńca, rozcinając jednemu z nich brzuch, drugiemu odciął rękę. Pozostała trójka cofnęła się nieco. Nagle jeden z nich się odezwał. - Najemniku, co powiesz na układ. Ja ci dam trzydzieści monet, a ty pozwolisz nam zabrać piaskowiec, potem podzielimy się pieniędzmi. A ci kupcy z pewnością również nieco pieniędzy mają przy sobie. Wojorowski spojrzał na niego spode łba. Podbiegł i nie zastanawiając się machnął mieczem. Za pierwszym razem bandyta odskoczył. Za drugim już nie. Najemnik machnął mieczem, pozbawiając bandyty, najpierw jeden dłoni, potem głowy. W między czasie kupcy obudzili się i wyszli z powozu. Jeden z nich cicho podkradł się do bandyty i poderżnął mu gardło. Drugi widząc że nie ma już szans pobiegł w przed siebie, mając nadzieje że ucieknie najemnikowi. Nie potrzebnie. Wojorowski nie myślał biec za bandytą. Następne dni mijały spokojnie. Zapłacili jednak celnikom na granicy i przeszli na teren gór, w których znajdowało się rzekomo podziemne miasto Quehati. Jechali konno, przez wąwozy. Wojorowski rozglądał się niepewnie co jakiś czas, czy nie obserwuje go nikt. Zatrzymali się nad rzeką znajdującą się w górach. Rozpalili ognisko i czekali. Na szczęście pierwszej nocy nikt ich nie zaatakował. Drugiego dnia również. Trzeciego dnia ciągle byli spokojni. Czwartego dnia minęli granicę i wjechali na zalesione tereny Iyash. Tutaj nie musieli się już tak obawiać ataku, ponieważ w Iyash można znaleźć blisko siebie osady, więc wszelkie noce spędzali w gospodach. Po blisko tygodniu jazdy po Iyash dojechali do stolicy Thandor, do Angvaru. Kupcy postanowili jednak zostać w Angvarze, więc Wojorowski musiał samotnie, na swym koniu wracać na pustynie. Cała trasa przeszła spokojnie, nie licząc jakiejś bójki w karczmie "pod martwym Endermanem". Wojrowski niestety, nie posiadał pieniędzy by zapłacić celnikom. Musiał więc przejść do Charu przez niebezpieczną pustynie Qea. Gdy przejechał, myślał że ryzyko ma już za sobą. Mylił się. Usnął spokojnie pierwszej nocy przy ognisku. Obudził się w obozie bandytów. Była to mała oaza, otoczona namiotami. Przed każdym namiotem stało ognisko. Wojorowski obudził się. Był związany, a w ustach miał kawałek materiału. Podszedł do niego jakiś bandyta. Był to ten sam, który dwa tygodnie temu jako jedyny uciekł. Dopiero teraz najemnik zorientował się że obóz jest opustoszały. Bandyta stał nad nim. Wojorowski nie wiedział co powinien robić. - No, no, no. Długo cię tu nie było. Pamiętasz jeszcze jak wybiłeś obóz? Teraz zginiesz, powolnie. Będę się napawał każdą sekundą twojego cierpienia. - Mówiąc to bandyta wbił Wojorowskiemu nóż nad klatkę piersiową. Najemnik jęknął z bólu. Nagle Wojrowski sobie coś przypomniał. Przecież miał artefakt. Schowany pod szatą. Włożył jakimś cudem, swoje dłonie pod szatę i wydobył z niej mały kamień o zielonej poświacie. Patrząc na piasek pod stopami bandyty machnął kamieniem. Bandyta wzniósł się w górę i spadł. Najemnik podczołgał się do zwłok bandyty i wyjął nóż, którym rozciął sznury. Wstał po czym wyciągnął wszelkie cenne rzeczy z namiotów i ruszył dalej. Gdy dotarł do miasta spotkał się oczywiście z przedstawicielem gildii kupieckiej w Char i wziął od niego zapłatę. Mimo wszystko miał już dość wyjazdów poza granice pustyni. KONIEC!!!
Aha żeby nie było. Coś mi z kątem nie działa więc kolejne opowiadania będą w kolejnych postach. Nie wiem. Coś mi szwankuje konto, a gość nie ma możliwości chyba edytowania tematów. |
|