Cień w Ruinach Charu
WojorowskiPL
Pewien mężczyzna o kruczoczarnych włosach, z nasuniętą na ciało skórą z jakiegoś zwierzęcia szedł powoli po ulicy. Przechodząc przy rynku ujrzał duże zgromadzenie ludzi. Podszedł przepychając się nieco przez tłum. Na tablicy ogłoszeń widniał wielki napis:
"UWAGA!!! Główny mag wielmożnego króla Remidiona poszukuje cennych artefaktów! Można je znaleźć w ruinach Char, lecz zdobyć je to prawdziwe wyzwanie! Za przyniesienie do koszar jakichkolwiek magicznych przedmiotów czeka nagroda!
"Trochę pieniędzy by się przydało..." pomyślał Wojorowski odchodząc. Skierował się w stronę zapuszczonego mieszkania na podgrodziu. Do pasa przypiął bukłak z wodą, a do torby schował trochę jedzenia, i nożyki. Ruszył podgrodziem. Słońce grzało, lecz było to normalne. Wiatr wiał mu w twarz niosąc ze sobą drobiny piasku. Pogładził się po bliźnie, pamiątce po ostatnim zleceniu. Po kilku minutach w okolicy nie było już żadnego domku, wszędzie było dużo wydm. Po dość długiej wędrówce zatrzymał się przy małej oazie. Skrył się w namiocie rozstawionym tam przez podróżnego handlarza. Napełnił ponownie swój bukłak wodą, gdyż bez niej jego los byłby marny. Po jakimś czasie dotarł do ruin miasta. W okolicy nie było żywej duszy. Chodził rozglądając się uważnie w poszukiwaniu czegoś co by przykuło jego uwagę. Nie wiedział konkretnie czego ma szukać, bo żadnego artefaktu w życiu jeszcze nie widział. Nagle usłyszał huk. I spadł na ziemię. Otworzył oczy i przetarł je z piachu. Był w jakimś pomieszczeniu. Ziemia musiała się zapaść. Wyjął swój nożyk. Szedł powoli, nagle coś warknęło. Rozejrzał się. Nikogo nie widział. Znowu coś warknęło teraz o wiele wyraźniej. Musiało być już blisko. Ujrzał wreszcie co idzie. Była to wysoka postać, martwa idąca powoli w jego kierunku. Nie wiedział co robić, rzucił nożem. Trafił zombie akurat w oko, który widocznie nic nie zauważył. Szedł dalej w jego kierunku. Wojorowski padł na ziemię. Uderzył w coś metalowego. Był to najprawdziwszy stalowy miecz. Podniósł go, po czym machnął z wielką siłą, pozbawiając zombie głowy.
- Było blisko... - mruknął sam do siebie i ruszył dalej
Wszędzie było strasznie ciemno. Przypomniał sobie o czymś co ma w plecaku. Wyjął szklaną buteleczkę i wrzucił do niej kilka kamyków. Z butelki buchnęło światło. Były to okruchy jasnogłazu, kamienia pochodzącego z Nether, wydzielającego z siebie dużo światła. Teraz już widział. Szedł korytarzami zawalonymi zewsząd kamieniami. Uspokoił się nieco widząc światło. Nagle coś huknęło za nim wyjął miecz. Przed nim stał duży czarno brązowy pająk, Wojorowski machnął mieczem, nie trafił w bestię. Machnął jeszcze raz. Teraz udało mu się odciąć mu jedną z nóg. Pająk wydał z siebie odgłos podobny do krzyku. Wojownik wbił mu miecz w plecy, zabijając. Przerażony tym co ujrzał biegł przed siebie. Nagle coś ujrzał. W jednej z komór coś błyszczało.
- Może to jasnogłazy! Są cenne, na pewno dostałbym za nie tyle co za te aretofkty. Czy jak to tam się nazywało. - powiedział sam do siebie
W pokoju, faktycznie było trochę jasnogłazów, ale co innego przykuło jego uwagę, ze słoja wydawało się że bucha zielona poświata. Nieco wystraszony osunął wieko. W środku ruszał się i błyszczał na zielono kamień. Był to mały kamyk, nie większy od pięści. Wziął go do ręki. Potknął się o coś. Nagle piach się ruszył. Machnął drugi raz ręką. Piach ponownie się poruszył. Chyba ruszał się w zależności od machania ręką. Wycelował nim w sklepienie i z dużą siłą machnął w prawo. Piach oddzielający go od powierzchni wyleciał głośno w bok. Wdrapał się na górę. Słońce chyliło się powoli ku zachodowi, otaczając okolicę fioletowo różową poświatą. Schował artefakt do torby. W przerzuconym przez niego piachu znajdowała się jakaś szkatuła. W niej był bardzo podobny kamień do tego który teraz ma. Wziął go również, razem ze szkatułą. I ruszył ku miastu. Gdy doszedł, położył jeden z kamieni w szkatułce, pod cegłami, a drugi schował do torby. Pomaszerował dumnie ku koszarom. Mosiężne drzwi otworzyły się. Wszedł do środka. Sala była duża, a ze stropu zwisały jasnogłazy. Podszedł do jakiegoś żołnierza i powiedział:
- MUSZĘ się spotkać z królem. Natychmiast!
- Naprawdę? A dlaczego?
- W sprawie artefaktów! Znalazłem jeden!
- Naprawdę?! Trzeba tak było mówić od razu!
Wojorowski ruszył pokojem ku zdobionemu tronowi króla Remidiona. Ukłonił się i rzekł.
- Królu! Przynoszę ci artefakt. Pozwala on władać piaskiem.
- Prawdę powiadasz? To przenieś tą grudkę tam. - odrzekł Remidion wskazując kupę piachu. Wojorowski machnął kamieniem przesuwając piach po hali - Faktycznie. Weź te trzysta monet i diament. A teraz ruszaj się, mam ważne spotkanie.
- Dziękuję... - mruknął pod nosem wychodząc
Mimo wszystko Wojorowski nie odważył się już więcej ruszać ku tajemniczym ruiną. O artefakcie również nikomu nie wspominał ze strachem co by się stało gdyby wszyscy pobiegli na raz do starych niebezpiecznych korytarzy. Nie długo po wyjściu Wojorowskiego w okolicy ruin pojawiły się dziwne istoty. Zombie, szkielety, pająki a nawet ktoś mówił o rybikach cukrowych. Niech ta opowieść będzie przestrogą dla chcących wybierać się na niebezpieczne wyprawy wgłąb ruin. KONIEC!!!